Marmik
Administrator
Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 380
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 22:06, 30 Lip 2012 Temat postu: Atomowe mydlenie oczu |
|
|
Na łamach "Echa Ziemi Puckiej" od jakiegoś czasu ukazują się artykuły i notki prasowe poświęcone wycieczkom samorządowców i mieszkańców powiatu do krajów, w których działają elektrownie atomowe. Postaram się skomentować kilka zapisów, bo wydaje mi się, że skoro jadą tam osoby wykształcone bardziej niż przeciętnie to niektóre zapisy są zatrważające.
W ostatnim numerze naszego lokalnego dodatku do DB, na stronie 4 jest notka prasowa zatytułowana „Atomowa wyprawa”, mówiąca o wycieczce samorządowców i nauczycieli z powiatu puckiego i wejherowskiego do Hiszpanii, gdzie odwiedzili elektrownie w pobliżu Barcelony.
Chciałbym zwrócić uwagę, że sponsor wycieczki zadbał o to by osiągnąć ciekawy efekt socjologiczny i dał uczestnikom mierniki napromieniowania. Jak relacjonuje autor notki, okazało się, że znacznie większą dawkę przyjęto w samolocie, niż w sąsiedztwie reaktora. Taki wynik został skomentowany przez Jarosława Białka (wicewójt Krokowej) następującymi słowami:
Cytat: | To pokazuje, że atomówka może być bezpieczna |
Niestety, ale dowodzi to tylko i wyłącznie, że zanim coś się skomentuje trzeba choć chwilę zastanowić nad tym co się komentuje. Wydawać by się mogło, że wykształceni ludzie nie będą oczekiwać wysokiego promieniowania w sąsiedztwie reaktora, skoro reaktory są źródłami napędu na wielu statkach i okrętach, których załogi przez wiele tygodni przebywają w odległości kilkunastu, no może 20-40 metrów o maszynowni. Oznacza to, że już dekady temu opracowano skuteczne metody redukowania wpływu procesów zachodzący w reaktorze na bezpośrednie otoczenie.
Wydawać by się mogło, że wykształceni ludzie wiedzą, lub chociaż potrafią sprawdzić co jest przyczyna zwiększonego promieniowania w samolotach. Po pierwsze zastanowiłbym się jakim samolotem leciałem, po drugie kiedy zarejestrowano najwyższy poziom napromieniowania. W starych samolotach wykorzystywano zubożony uran jako balast trymujący (po katastrofie w Amsterdamie w 1992 roku zaczęto stosować balast ołowiany lub kadmowy), a w nowszych stosuje się urządzenia kontrolne, wykorzystujące promienie X o niskim poziomie promieniowania. Przy tak krótkiej ekspozycji większe zagrożenie dla zdrowia pasażera stwarzają zmiany ciśnienia w czasie lotu i przeciążenia w czasie startu oraz lądowania.
Być może statystycznie na pytanie o to gdzie należy spodziewać się większego promieniowania, większość odpowiedziałby, że przy reaktorze, a nie w samolocie, ale przecież taka wycieczka to nie statystyczna większość, tylko osoby w ogromnej większości z dyplomem, które już przed wyjazdem powinny zrobić sobie solidną podbudowę teoretyczną. A już przytaczanie większego promieniowania w samolocie jako dowód na bezpieczeństwo elektrowni jest po prostu śmieszne i mam nadzieję, że to nieprecyzyjne cytowanie (z czego prasa słynie), bo w przeciwnym wypadku nie świadczyłoby to za dobrze o mówiącym, który przecież jest reprezentantem dużej grupy ludzi.
Przypomnę tylko, że podobne porównania stosowano po katastrofie w Fukushimie i dowodzono, że w samolocie otrzymuje się wyższe dawki niż znajdujące się w chmurze wędrującej na inne kontynenty. Oczywiście jest to prawdą, tak jak prawdą jest, że dawki promieniowania z naturalnych źródeł w większości są wyższe niż z radioaktywnej chmury, która dotarła do Ameryki, ale to nie jest żaden dowód na to, że Fukushima jest bezpieczna w ogóle. Jest bezpieczna dla nas, w sensie fizycznym.
Po prostu zależy co się ze sobą porównuje i w jaki sposób.
W następnym poście wrócę do jednego z wcześniejszych artykułów o wycieczce... chyba do Holandii - co ciekawe, jest to kraj gdzie samorządy terytorialne tworzą grupę, która jest udziałowcem operatora elektrowni. U nas jak zwykle wszytko pójdzie za plecami samorządów... no może obowiązki jakie na nie spadną nie pójdą za plecami.
|
|